Ponieważ Clifford zakładał coś w rodzaju fenomenałizmu Hume’a, musiał utrzymywać, że wrażenia czy doznania zmysłowe, złożone z umysło-materii, mogą istnieć przed świadomością. Gdy powstaje świadomość, stają się one lub mogą się stać jej przedmiotami, ale to, że są przedmiotami świadomości, nie jest istotne dla ich istnienia. dów interesom i dobru plemienia, tonu, co, mówiąc językiem Darwina, sprawia, że plemię jest najlepiej przystosowane do przeżycia. Sumienie to głos plemiennego ja, a ideałem etycznym jest stać się ożywionym duchem publicznym i wydajnym obywatelem. Innymi słowy, moralność w opisie Clifforda odpowiada doskonale temu, co Bergson nazwał później „moralnością zamkniętą”.
Jeśli chodzi o religię, Clifford miał w sobie coś z fanatyka. Nie tylko mówił o duchownych jako o wrogach ludzkości, a o chrześcijaństwie jako o pladze, lecz atakował wszelką wiarę w Boga. Przypominał więc bardziej niektórych pisarzy francuskiego Oświecenia, niż agnostyków angielskich XIX wieku, którzy na ogół byli wytworni w tym, co mówili o religii i jej oficjalnych przedstawicielach. Porównywano go też, nie bez trafności, z Nietzschem. Zarazem głosił pewną religię zastępczą, religię ludzkości, choć oczekiwał, iż raczej postęp nauki ustanowi królestwo człowieka, niż jakaś organizacja typu Comte’owskiego. Clifford mówił wprawdzie o „uczuciu kosmicznym”, jakie człowiek może żywić względem wszechświata, ale zastępowanie teizmu panteizmem nie leżało w jego zamiarach. Zajmowało go raczej zastąpienie człowiekiem Boga, ponieważ sądził, że wiara w Boga jest szkodliwa dla postępu ludzkości i dla moralności.
Leave a reply