Zważywszy nacisk, jaki kładzie Mili na wartość samorozwoju i inicjatywy jednostki, nie zaskakuje jego dezaprobata dla wszelkich tendencji ze strony państwa do uzurpowania sobie funkcji instytucji dobrowolnych oraz do podporządkowania ich kontroli biurokracji państwowej. „Chorobą trapiącą rządy biurokratyczne, na którą one zazwyczaj umierają, jest rutyna… Biurokracja zawsze usiłuje stać się pedantokracją.” 45 Dążność do włączenia się w szeregi funkcjonariuszy państwowych, jakiej podlegają wszyscy zdolniejsi członkowie społeczeństwa, „jest, wcześniej lub później, zgubna dla aktywności umysłu i rozwoju samego ciała”.46
Nie znaczy to, że Mili potępia wszelkie ustawodawstwo i kontrolę państwa poza tymi, jakich wymaga utrzymanie pokoju i porządku w społeczeństwie. Wydaje się, że zmierza on w dwóch kierunkach. Z jednej strony zasada wolności jednostki skłania go do dezaprobaty dla wszelkiego ustawodawstwa czy kontroli państwa nad postępowaniem ludzkim, wykraczających poza to, co niezbędne dla powstrzymania czy odstraszenia jednostki od szkodzenia innym, czy to konkretnym jednostkom, czy społeczeństwu w ogóle. Z drugiej strony, można się z powodzeniem posłużyć zasadą użyteczności, zasadą największego szczęścia, dla usprawiedliwienia ustawodawstwa i kontroli państwa w znacznym zakresie z uwagi na dobro czy szczęście ogółu. Ale, jak widzieliśmy, sama zasada indywidualności opiera się na zasadzie użyteczności. A ideę powstrzymywania jednostki przed szkodzeniem innym można interpretować w taki sposób, by usprawiedliwić „wkraczanie” przez państwo w znacznym stopniu w postępowanie jednostki.
Interpretacja zasady powstrzymywania jednostki przed krzywdzeniem innych
Dobrym przykładem jest wykształcenie. Widzieliśmy, że według Milla społeczeństwo nie ma żadnego prawa stosować przymusu wobec jednostki po prostu dla jej dobra. Ale dotyczy to, jak wyjaśnia Mili, jedynie dorosłych, a nie dzieci. Te ostatnie bowiem trzeba chronić nie tylko przed krzywdami wyrządzanymi przez innych, ale też przed krzywdami, jakie one czynią samym sobie. Mili nie waha się przed powiedzeniem: „Czyż nie jest oczywisty pewnik, że państwo powinno wprowadzić przymus nauczania, aż do pewnego poziomu, każdej ludzkiej istoty będącej jego obywatelem?”47 Nie sugeruje on, że rodzice winni Dyc zmuszani do posyłania swych dzieci do państwowych szkół, ponieważ „ogólne wychowanie państwowe jest po prostu sposobem kształtowania ludzi na tę samą modłę”:48 łatwo może ono przerodzić się w próbę ustanowienia „despotycznej władzy nad umysłem”.19 Jeśli rodzice nie zapewniają w jakiś sposób wykształcenia swym dzieciom, zaniedbują swe obowiązki, krzywdząc zarówno jednostki, mianowicie dzieci, jak też społeczeństwo.50 Państwo powinno zatem powstrzymywać ich od krzywdzenia innych w ten sposób. A jeśli rodzice rzeczywiście nie mogą płacić za nauczanie dzieci, państwo powinno przyjść im z pomocą.
Niekiedy Millowska interpretacja zasady powstrzymywania jednostki przed krzywdzeniem innych jest zdumiewająco szeroka. A więc w rozprawie O wolności zauważa, że w kraju, gdzie ludność jest tak wielka lub istnieje groźba, że będzie tak wielka, iż nastąpi spadek płac wskutek nadmiernej podaży rąk do pracy, a w następstwie niezdolność rodziców do utrzymania swych dzieci, w takim kraju prawo zakazujące małżeństw (o ile strony nie mogą wykazać, że mają środki utrzymania rodziny) nie przekraczałoby uprawnień władczych państwa. Wprawdzie stosowność takiego prawa jest sprawą sporną, lecz nie stanowiłoby ono naruszenia wolności. Jego celem bowiem byłoby powstrzymywanie stron przed krzywdzeniem innych, mianowicie przed krzywdzeniem przyszłego potomstwa. A jeśliby ktoś sprzeciwiał się takiemu prawu po prostu dlatego, że naruszałoby wolność stron pragnących zawrzeć małżeństwo, składałby świadectwo niewłaściwego rozumienia wolności.
Leave a reply