Mili może mieć zupełną rację twierdząc, że jest niedorzecznością w rozróżnieniach między przyjemnościami nie uwzględniać różnic jakościowych. Ale sugestia, że uznanie wewnętrznych różnic jakościowych daje się uzgodnić z benthamizmem, jest zupełnie nieuzasadniona. Powód tego jest jasny. Jeśli chcemy różnicować rozmaite przyjemności, nie wprowadzając żadnego wzorca czy kryterium innego niż sama przyjemność, zasada różnicowania może być jedynie ilościowa, niezależnie od tego, co Mili mógłby przeciw temu powiedzieć. W tym sensie Bentham przyjął jedynie możliwą spójną postawę.
Jeśli jednak zdecydowani jesteśmy uznać wewnętrzne różnice jakościowe między przyjemnościami, musimy znaleźć jakiś inny wzorzec niż sama przyjemność. Może to nie być bezpośrednio oczywiste. Jeśli jednak zastanowimy się, możemy dostrzec, że kiedy mówimy, iż jeden rodzaj przyjemności jest jakościowo wyższy niż drugi, w rzeczywistości mamy na myśli, że jeden rodzaj działania wytwarzającego przyjemność jest jakościowo wyższy czy wewnętrznie bardziej wartościowy niż drugi. A jeśli usiłujemy wyjaśnić, co to znaczy, stwierdzimy prawdopodobnie, że odwołujemy się do jakiegoś ideału człowieka, do jakiejś idei, czym powinna być istota ludzka. Dla przykładu, powiedzenie, że przyjemność z działania konstrukcyjnego jest jakościowo wyższa niż z działania niszczącego, ma niewiele sensu poza odniesieniem do uwikłania człowieka w społeczeństwo. Albo, by przedstawić sprawę prościej, powiedzenie, że przyjemność słuchania Beethovena jest jakościowo wyższa niż przyjemność palenia opium, ma niewiele sensu, jeśli nie uwzględniamy niczego poza samą przyjemnością. Jeśli uchylamy się od tego odwołania, ważne jest jedynie pytanie, co jest większą przyjemnością, a ilość przyjemności mierzy się nie po prostu przez intensywność, lecz wedle innych kryteriów Benthamowskiego rachunku.
Leave a reply