W zachowaniu przez Greena idei wiecznego podmiotu, który „odtwarza się” w podmiotach skończonych, a więc nie można go po prostu indentyfikować z nimi, całkiem zasadnie można upatrywać działanie religijnego zainteresowania, skupienie na idei Boga, w którym żyjemy, poruszamy się i posiadamy nasz byt. Ale z pewnością nie jest to wyraźny czy formalny powód postulowania wiecznego podmiotu. Wyraźnie bowiem postuluje się go jako ostateczny czynnik syntetyzujący w procesie ustanawiania systemu przyrody. A wydaje się, że wprowadzając ten postulat Green naraża się na ten sam rodzaj zarzutu, jaki wysunęliśmy przeciw Ferrierowi. Gdy się bowiem przyjmie, przynajmniej na użytek rozumowania, że porządek przyrody ustanawia syntetyzująca lub wiążąca działalność inteligencji, jest o- czywiste, że nie mogę przypisać owego porządku wiecznej inteligencji lub podmiotowi, o ile sam najpierw go nie ujmę, a więc nie ustanowię. A wówczas trudno zrozumieć, w jaki sposób, w terminologii Ferriera, mogę odłączyć ów pojmowany system relacji od syntetyzującego działania mojego umysłu i złączyć go z jakimś innym podmiotem, wiecznym czy innym.
Można wysunąć zarzut, że krytyka w tej postaci, choć może trafna w przypadku Ferriera, jest niewłaściwa w przypadku Greena. Green bowiem traktuje jednostkowy skończony podmiot jako uczestnika powszechnego życia duchowego, życia duchowego ludzkości, która syntetyzuje stopniowo zjawiska w swym pochodzie ku idealnemu celowi zupełnej wiedzy, wiedzy, która sama byłaby ustanowionym porządkiem przyrody. Nie ma więc mowy o odłączeniu mojej syntezy ode mnie i łączeniu jej z jakimś innym duchem. Moje działanie syntetyzujące jest po prostu momentem w działaniu gatunku ludzkiego jako całości lub momentem zasady duchowej, która żyje w wielości skończonych podmiotów i poprzez nie.
Leave a reply